Ojciec Pio z Pietrelciny nieustannie dzieli się z nami swoją bogatą spuścizną duchową.
Asceta i mistyk, święty charyzmatyk, który zadziwił ludzkość, napełniając sobą ostatni wiek kończącego się tysiąclecia i stając się niejako syntezą życia Świętych dwóch tysięcy lat, ofiarowaną otwierającemu się trzeciemu tysiącleciu.
Ojciec Pio skupia w sobie pokorę wyrażającą się w słowach „Kto się poniża, będzie wywyższony” (Łk 14, 11). Upodobnienie do Ukrzyżowanego stawia go obok św. Franciszka z Asyżu, gorliwość o dusze łączy go ze św. Leopoldem Mandic’, zwanym Świętym Pojednania, sława cudotwórcza zrównuje go ze św. Antonim Padewskim, niezwykłość doświadczeń mistycznych umieszcza go na szczycie żywotów Świętych.
W związku z tym rodzi się spontanicznie pytanie: czy istnieje jakiś „sekret”, który mógłby wytłumaczyć ten niepojęty wymiar świętości Ojca Pio z Pietrelciny?
Tak, jest taki „sekret” i zawiera się w jednym słowie: Maryja!
Jest to prawdziwy „sekret”, o którym mówili Święci, że „kto zakorzeni się w Maryi, zostanie przez Nią uświęcony”. Jest to „sekret”, o którym mówił i pisał św. Maksymilian Maria Kolbe, nazywając Najświętszą Maryję „Oblubienicą Ducha Świętego... i Wychowawczynią świętych”.
Tak więc „sekretem” świętości Ojca Pio, jego najwznioślejszego przeobrażenia aż do całkowitego zjednoczenia z Chrystusem, w wyniku czego stał się „opieczętowanym stygmatami przedstawicielem Chrystusa Ukrzyżowanego” (Paweł VI), jest właśnie Maryja.
Poznanie tego „sekretu” oznacza poznanie „źródła” wylania łask, jakimi Maryja obdarzyła Ojca Pio, czyniąc go w najwyższym stopniu Maryjnym i Chrystusowym.
Pośredniczka wszelkich łask to jeden z niezliczonych tytułów nadanych Matce Bożej. Śmiało można powiedzieć, że imię Ojca Pio złączone jest nierozdzielnie z czułym nazywaniem Maryi „Mateczką”. Jego sy-nowskie oddanie się Matce Bożej od dziecka wyrażało się w niezwykły sposób. Wiadomo, że aż do czasu swojej świętej śmierci pielęgnował tkliwą pamięć o Matce Bożej Wolności, Patronce Pietrelciny, miasta jego urodzenia.
Ileż tytułów odnosi się do tej Pośredniczki Wszelkich Łask, obfituje w nie litania, którą odmawiamy po różańcu i przy innych okazjach.
Ojciec Pio miał także swoje osobiste, pełne czułości zwroty, które odnosił do Matki Bożej. Zwracał się do Niej jako do swojej „Mateńki”, „Kochanej Matki”, „Pięknej Matki”, „Najbardziej Świętej Matki”, dodawał jeszcze wiele innych pełnych miłości słów. Do głębi zdawał sobie sprawę z potężnego wstawiennictwa Matki Bożej.
Powiedział kiedyś do kogoś, kto odbył długą podróż, aby go odwiedzić: „Zdrowaś Maryja jest więcej warte niż podróż mój synu”, mówiąc nam przez to, jak wielkie znaczenie ma modlitwa do Matki Bożej.
Przy innej okazji Ojciec Pio opowiedział następującą historyjkę: „Pewnego dnia Pan Bóg przechadzał się po Raju i zobaczył wiele twarzy o tak szkaradnym wyglądzie, że ich obecność tam wyglądała na wielką pomyłkę. To jakby piekło przyszło do nieba. Pan Bóg wezwał więc Klucznika Bram Niebieskich, aby mu to wyjaśnił. Święty Piotr z cała szczerością odpowiedział, że nie wynika to z jego niesolidności, ale z wielkiej litości Matki Bożej i świętego Józefa”.
Bardzo pouczająca jest również następna opowieść, która ukazuje wielką litość Matki Bożej i Jej wstawiennictwo, przez które Ojciec Pio otrzymywał łaski od Pana Boga. Opowiadanie to wiąże się z pewnym zakonnikiem, który żył blisko Ojca Pio. Kapłan ów tak opisuje historię, którą przeżył:
Wiosną 1963 r., gdy byłem przełożonym (superiorem) klasztoru w Pietrelcinie, zachorowałem na grypę, po której nastąpiła tak poważna infekcja tarczycy, że przeleżałem w łóżku trzy miesiące w złym stanie zdrowia. Po miesiącu utrzymującej się nieprzerwanie wysokiej temperatury, lekarze zdecydowali, że powinienem być skierowany do szpitala. Na moją prośbę, aby zbadał mnie wskazany przez mnie lekarz przewieziono mnie samochodem do San Giovanni Rotondo. Przed przyjęciem mnie do szpitala udałem się do Ojca Pio, który pobłogosławił mnie i obiecał modlić się do Matki Bożej w intencji mojego powrotu do zdrowia. Zostałem przyjęty do Domu Ulgi w Cierpieniu i umieszczony na oddziale medycyny ogólnej. Po kilku tygodniach pobytu w szpitalu straciłem 15 kg, czułem się słabiej i gorzej, mimo energicznej i wzmożonej opieki lekarskiej. Pewnej nocy spadłem z łóżka, zraniłem sobie głowę i nie miałem dość siły, by podnieść się samemu z podłogi. Dwóch pacjentów, którzy usłyszeli moje zawołanie, pomogło mi położyć się na łóżku. Wezwano dyżurującego lekarza, który zdezynfekował ranę i założył mi kilka szwów. Następnego ranka przyszedł do mnie opiekujący się mną lekarz zmartwiony brakiem poprawy, powiedział: Ojcze Alberto, musimy zabrać cię do Rzymu, gdy tylko opadnie gorączka. Osobiście będę ci towarzyszył”. Odpowiedziałem mu: „Panie Profesorze, jeśli choroba jest poważna, chcę pozostać w San Giovanni Rotondo. Skoro nadszedł mój kres, pragnę być tutaj, gdzie się urodziłem i gdzie są pochowani moi rodzice”. Lecz profesor, chcąc dodać mi odwagi, powiedział: „Ojcze Albercie nie myśl o takich rzeczach. W Rzymie powierzę cię opiece mojego nauczyciela i sławnego specjalisty chorób tarczycy. On ma lepszy sprzęt i środki, aby wyleczyć twoją chorobę. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze”. Jasno zdałem sobie sprawę, że moje dolegliwości są poważne, więc oddałem się w ramiona Niebieskiej Matki i modlitwom naszego kochanego Ojca Pio, który niepokoił się o mnie i dał mi znać przez współbraci, że jest blisko mnie i modli się o mój powrót do zdrowia. Wysoka temperatura utrzymywała się, czułem się coraz gorzej. I tak mijały dni, a ja nie byłem w stanie podróżować, więc mój lekarz zdecydował się sam pojechać do Rzymu na konsultacje. W czasie jego trzydniowej nieobecności nastąpił spadek temperatury i przyszła lekka poprawa. Kiedy doktor powrócił z Rzymu natychmiast przyszedł mnie odwiedzić i z zadowoleniem dostrzegł, że stan mojego zdrowia poprawił się. Ostatecznie, po trzech miesiącach choroby opuściłem szpital, całkowicie wyleczony. Po wypisaniu ze szpitala natychmiast udałem się do klasztoru, aby podziękować Ojcu Pio, który obejmując mnie powiedział: „Idź i podziękuj Naszej Matce, to Ona cię wyleczyła! Jest taka dobra dla ciebie”. Odpowiedziałam: „Dobrze Ojcze, ale muszę również podziękować tobie za twoje modlitwy i ojcowska troskę, okazaną mi w czasie całej choroby”. Tak kończy się ta opowieść, w której widzimy ogromną potęgę orędownictwa Matki Bożej i oddania się Ojca Pio dla Niej.
Ojciec Pio zawsze pukał do serca Maryi, aby otrzymać łaskę, o którą prosił. Zwykle też odpowiadał tym, którzy prosili go o wstawiennictwo u Boga: „Będę prosić Matkę Bożą”.
Przy innej okazji zachęcał: „Módlmy się żarliwie, zgodnie i ufnie, cierpliwie czekając, aby Pan Bóg i Najświętsza Panna Jego Matka odpowiedzieli na nasze modlitwy [...]. Bądźmy wierni i wytrwali, a Najświętsza Panienka nie będzie mogła pozostać głucha na modlitwy swoich dzieci [...].Jeśli wytrwamy, to Matka nie pozostanie nieczuła na nasze lamenty”.
Pewnego razu jeden z penitentów Ojca Pio powiedział do niego: „Ojcze, dzisiaj uważa się, że czas modlitwy różańcowej się skończył. Różaniec stał się modlitwą niemodną. W wielu kościołach już się go nie odmawia”. Odpowiedź Ojca Pio brzmiała: „Róbmy to, co czynili nasi ojcowie, a znajdziemy dobro”.
Innym razem ktoś z troską powiedział, że szatan rządzi dzisiaj światem. Prosta i wnikliwa zarazem była odpowiedź Ojca Pio: „[...] ponieważ pozwolono mu, by rządził. Czy duch może sam rządzić bez wnikania w ludzka wolę? Przyszliśmy na świat w bardzo złym czasie, tylko ten kto się dużo modli, będzie zbawiony. Ten, kto się niewiele modli, jest w niebezpieczeństwie. Ten zaś, kto się nie modli, skazuje się na potępienie”.
Gdy ktoś na dwa dni przed śmiercią zwrócił się z prośbą do Ojca Pio: „Ojcze powiedz, nam coś”, usłyszał następujące słowa: „Kochajcie Maryję, naszą Matkę i czyńcie wszystko, by Ją kochano. Zawsze odmawiajcie różaniec, róbcie to tak często, jak tylko jest to możliwe. Szatan zawsze próbuje zniweczyć tę modlitwę, lecz nigdy tego nie osiągnie. To jest modlitwa Tego, który jest Panem wszystkiego i wszystkich. A Matka Boża nauczyła nas tej modlitwy, tak jak kiedyś Pan Jezus nauczył nas Ojcze nasz [...]”.
W Roku Pańskim 1964 Ojciec Pio celebrował, jak to było w zwyczaju, uroczystość Bożego Narodzenia. Na przekór fatalnej pogodzie, kościół był całkowicie wypełniony wiernymi. Widać było ogromne wzruszenie Ojca Pio, gdy w procesji niósł Bożą Dziecinę z kaplicy zakonnej do głównego ołtarza w kościele, a także w czasie mszy świętej, gdy jego przejmujący śpiew przerywany był płaczem. Nie jedyny to raz, gdyż serce Ojca Pio „przepełniała ponad jego miarę święta miłość do naszego Boga-Człowieka”. Jeden ze współbraci zakonnych Ojca Pio wspomina: „Podczas wieczornego oficjum, gdy czytał modlitwę do Matki Bożej wzruszał się do łez. Tego wieczoru jego głos, w czasie przerywanej wciąż modlitwy, był niezwykły. Był tak wyraźnie poruszony, że z trudem kontynuował modlitwę, a jego wzruszenie udzieliło się obecnym na uroczystości. Na nic się zdały jego starania, by rzekomymi atakami kaszlu ukryć swoją żarliwą miłość do Matki Bożej, która wiele razy, jak twierdził, »ratowała mnie od piekła, na które zasługuję«„.
Ojciec Pio wyrażał swoją wielką, czułą miłość do Matki Bożej przez odmawianie różańca. Z różańcem w dłoniach i z imieniem Maryi na ustach odszedł po wiekuistą nagrodę. Był określany jako żyjący różaniec, to znaczy, że każdy dzień jego życia oplatało nie kończące się odmawianie Zdrowaś Maryjo Pewnego wieczoru, zdobywszy się na ufną odwagę, jeden ze współbraci zapytał: „Ojcze Pio, powiedz mi prawdę, ile dziś odmówiłeś różańców?”. „Nie chciałbym skłamać; trzydzieści dwa, trzydzieści trzy, może trochę więcej.” Z pewnością jest to prawda, ale jak on to robi? – rozmyślał ów ojciec.
Msza, spowiedzi, krótkie rozmowy, po południu nawiedzenie Najświętszego Sakramentu... Ze swoimi wątpliwościami zwrócił się do ojca Agostino, spowiednika O. Pio. Gdy spytał go o owe trzydzieści dwa, trzydzieści trzy różańce, okazało się, że sprawa jest wprost niewiarygodna. Spowiednik i powiernik Ojca Pio odpowiedział mu bowiem: „A gdybyś jeszcze dowiedział się, że są to pełne różańce!!!”
W tym miejscu o. Agostino zaśmiał się głośno, rozbawiony widokiem bardzo wykształconego kapłana, przyjmującego te wyjaśnienia z niedowierzaniem. Nie mogąc zupełnie tego pojąć nie ustępuje i pyta dalej: „Jak więc to robi?”. „Chcesz wiedzieć, jak to robi? Najpierw jednak powiedz mi, czy w ogóle zdajesz sobie sprawę, kim jest mistyk, a dopiero potem wyjaśnię ci, w jaki sposób odmawia aż tyle różańców”.
Mistyk to człowiek na wzór Chrystusa. Ojciec Pio stał się jakby „piątą Ewangelią” Chrystusa żywego, pełnym Jego odwzorowaniem. Podjął zaproszenie Jezusa, by być człowiekiem nieustannej modlitwy; dlatego jego różaniec nigdy nie ustawał. Narzucają się tu dwa pytania: dlaczego tak wiele różańców i w jaki sposób Ojcu Pio udawało się w przeciągu zaledwie dwudziestu czterech godzin odmówić ich aż tyle? Dlaczego odczuwał taką potrzebę kontemplowania Maryi, skoro był współukrzyżowany z Chrystusem?
Matka Bolejąca była jedyną osobą, na której Jezus mógł zatrzymać swój wzrok skierowany z krzyża! Ojciec Pio w jakiś tajemniczy sposób uczestniczył wraz z Chrystusem w tym Jego przeżyciu na Kalwarii. Chodzi tu o to, aby choć trochę zrozumieć, czym jest życie głęboko wewnętrzne tego franciszkańskiego mistyka: to upodobnienie się we wszystkim do Chrystusa przez działanie Maryi.
Lecz co to znaczy?
Oznacza to, że w każdej chwili syn mistyczny wsparty jest na Matce, by zachować stan tego samego wewnętrznego otwarcia, który pozwala, że Jezus Chrystus przyjmuje go do swojego człowie-czeństwa. Święty od różańców, święty naznaczony stygmatami, święty od cudów, święty naszych czasów, święty przez krew, święty, dla którego Msza św. była największym przeżyciem: oto Ojciec Pio. To dlatego posiał różańce w sercach swoich dzieci duchowych, a tym, którzy go dziś szukają, ukazuje się z różańcem w ręku. Takiego zapamiętali go jego najbliżsi: siedzącego na chórze naprzeciw mozaiki głównego ołtarza sanktuarium, niezmiennie z różańcem w ręku, lekko kołysząc się, przesuwał jego paciorki palcami. Jeśli zaś chodzi o czas potrzebny do odmówienia tylu różańców dziennie, to odpowiedź jest prosta. Nieraz zwierzał się, że może wykonywać trzy czynności naraz: modlić się, spowiadać i odbywać podróże.
Ze swoją bronią przeciwko atakom szatana nie rozstawał się nigdy. Różaniec był wielkim pocieszeniem w jego życiu ofiarowywanym wciąż za innych.
Gdy jedno z jego duchowych dzieci zwróciło się z prośbą, by nauczył je modlitwy, która sprawi przyjemność Matce Najświętszej, Ojciec Pio odrzekł: „A czyż jest inna, piękniejsza i przyjemniejsza niż ta, której Ona sama nas nauczyła; piękniejsza od modlitwy różańcowej?
Zawsze odmawiaj różaniec”.
Inny świadek relacjonuje: „Kiedy przy końcu życia, on już z nami nie mógł rozmawiać, po przekazaniu mu naszych myśli, jego jedyną odpowiedzią było pokazanie różańca i słowa: Zawsze, zawsze...”.
Mówiąc o Matce Bożej i Ojcu Pio, nie można pominąć wydarzenia, które miało miejsce wtedy, gdy figurka Matki Bożej Fatimskiej, przez szczególny szacunek dla Ojca Pio, została przywieziona do San Giovanni Rotondo. Ojciec Pio był wówczas od dłuższego czasu bardzo chory. Mimo że był bardzo słaby, gdy tylko Madonna przybyła, wyszedł z celi, by się z Nią spotkać. Był głęboko poruszony, ze łzami w oczach ucałował jej posąg i złożył różaniec w ręce Matki Bożej. Następnie powrócił do celi, ponieważ obawiał się omdlenia. W międzyczasie figurka Madonny została przeniesiona na taras szpitala, gdzie miała zostać umieszczona na pokładzie helikoptera.Ojciec Pio wyraził życzenie, by Ją zobaczyć raz jeszcze. Został więc przewieziony na wózku do okna na chórze w starym kościele. Helikopter wystartował, a przed odlotem w pożegnalnym geście okrążył trzykrotnie klasztor. Kiedy Ojciec Pio zobaczył, że helikopter z Madonna startuje, głęboko się wzruszył. Z jękiem, ze łzami i z wiarą zawołał: „Madonno, moja Matko, przybyłaś do Italii, gdy zwaliła mnie choroba, teraz odjeżdżasz i tak mnie zostawiasz?” Gdy wypowiedział te słowa, jego ciałem wstrząsnął dziwny dreszcz i poczuł się zupełnie dobrze. W chwilę potem powiedział: „Matka Boża przybyła tutaj, ponieważ chciała mnie uzdrowić”. Ojciec Agostino, w swoim Dzienniku zapisał treść różnych ekstaz Ojca Pio, przy których miał szczęście być obecnym. W ekstazach tych Ojciec Pio mówił bezpośrednio do Jezusa i Matki Bożej, a słowa wówczas wypowiedziane świadczą o jego wielkim synowskim oddaniu dla Matki Bożej i wielkiej z Nią zażyłości. Wspaniałym tego przykładem jest ekstaza 30 listopada 1911 r., pospiesznie zanotowana przez Ojca Agostino, w której Ojciec Pio zwraca się do niebieskiej Matki: „..Twoje oczy są wspanialsze od słońca..., Jesteś piękna, kochana Matko, jestem dumny, że Cię kocham..., a więc pomóż mi...”. Nieco później w tej samej ekstazie mówi: „Och, jesteś piękna... śmiejesz się? Nie szkodzi... Jesteś piękna! ...”
Być może trudno nam wyobrazić sobie śmiejącą się Matkę Boża, lecz Jej uśmiech był wyrazem szczęścia i radości ze spotkania z synem, Ojcem Pio. Czy my sami dajemy Matce Bożej powód do tego, by życzliwie uśmiechała się do nas, jak to tylko matka potrafi, gdy jest szczęśliwa, że widzi naszą miłość, która okazujemy Jej Synowi, a naszemu Panu i Bratu, Jezusowi.
Rozdział 8 Ewangelii św. Łukasza mówi nam o kobiecie, która ,,od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi; całe swe mienie wydała na lekarzy, ale żaden nie mógł jej wyleczyć. Podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza, natychmiast ustał jej upływ krwi. Jezus zapytał: »Kto się Mnie dotknął?« Gdy wszyscy się wypierali, Piotr powiedział: »Mistrzu, to tłumy zewsząd Cię otaczają i ściskają«. Lecz Jezus rzekł: »Ktoś się Mnie dotknął, bo poznałem że moc wyszła ode Mnie«. Wtedy kobieta, widząc, że się nie ukryje zbliżyła się drżąca i upadłszy przed Nim opowiedziała wobec całego ludu, dlaczego się Go dotknęła i jak natychmiast została uleczo¬na. Jezus rzekł do niej: »Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju«„ (Łk 8, 43-48). Iluż z nas chciałoby mieć dziś możność dotknięcia się płaszcza Jezusa i otrzymania długo oczekiwanej łaski. Czyż nie możemy jednak tego uczynić, skoro wiemy, że Jezus zmartwychwstał i żyje wśród nas.
Ojciec Emilien Tardif w książce zatytułowanej Jezus żyje w niezwykle ciekawy i godny uwagi sposób mówi o Matce Bożej jako o Płaszczu Jezusa: owa cierpiąca na krwotok kobieta „[...] zbliżyła się do Okrycia Jezusa, któremu na imię Maryja [...] Jezus przyoblókł się w ciało Maryi. Jest ona jak płaszcz, który uzdrawia”. To bardzo niezwykły tytuł Bożej Matki. Czyż to nie cudowna myśl, którą należałoby zachować w naszej pamięci, by wciąż tak myśleć o Matce Najświętszej?
I czy jest lepszy sposób na dotknięcie się Jezusowego Płaszcza - Maryi niż odmawianie różańca?
O Ojcu Pio można powiedzieć, że nie tylko dotykał Jezusowego Płaszcza, ale raczej mocno się go trzymał przez całe swoje życie, nie wypuszczając Go z rąk, ponieważ był On dla niego „przyczyną wszelkiej nadziei” (św. Bernard).
Niech każdy z nas podąża za przykładem Ojca Pio i trzyma się mocno Jezusowego Płaszcza Maryi, a możemy być pewni, że otrzymamy wiele, wiele łask i błogosławieństw.
Ojciec Pio zachęca wszystkich ludzi, aby podążali za Matką Kościoła, dlatego pisze: „Niech Najświętsza Dziewica, która była pierwsza w zachowaniu Ewangelii w całej jej doskonałości i w całej jej surowości, zanim została napisana, otrzyma dla nas tę łaskę i pobudzi nas, abyśmy chodzili w Jej bezpośredniej bliskości. Musimy czynić wielki wysiłek, aby naśladować niezmiennie tę Błogosławioną Matkę, aby iść blisko Niej, od czasu gdy nie ma innej drogi życia, z wyjątkiem drogi, którą szła nasza Matka. Nie odmawiajmy przyjęcia tej drogi my, którzy chcemy dojść do jej końca”.